Czy psia ślina leczy rany? Najczęściej powielane mity na temat zdrowia psa

Recepta na zdrowie

Gdy spytałam kiedyś moich obserwatorów w mediach społecznościowych, z jakimi mitami na temat zdrowia psów się spotkali, zorientowałam się, że takich fałszywych i często szkodliwych przekonań jest całkiem sporo i wciąż mają się dobrze w XXI stuleciu.

Zapraszamy również do przeczytania innego artykułu: Co pies to charakter. Jaką osobowość mają nasze psy?

Mit pierwszy: czarne podniebienie = agresja

Mój pierwszy pies miał na imię Ajaks, był mieszańcem w typie gończy polski i trafił do naszego domu zupełnie przypadkiem, gdy miałam osiem lat. Usłyszałam wtedy od mojego taty, że trzeba na niego uważać, bo ma czarne podniebienie, więc zapewne jest agresywny. Przejęłam się wtedy bardzo, a co więcej – uwierzyłam w ten mit. Po kilku miesiącach rzeczywiście zaczęliśmy mieć z Ajaksem problemy. 

POLECAMY

Czy ta historia oznacza, że każdy pies z czarnym podniebieniem będzie agresywny? Oczywiście, że nie. Dziś wiem, że jego agresja wynikała z braku zaspokojenia potrzeb i naszego braku wiedzy. Nie ma żadnych badań, które wykazałyby korelację między kolorem podniebienia u psa a predyspozycjami do agresji. Agresja może być spowodowana złą socjalizacją, błędami w postępowaniu z psem lub chorobami ciała. Czarne podniebienie nie ma z nią nic wspólnego. 

Mit drugi: 
ślina psa jest jałowa i leczy rany

Należy pozwolić psu lizać rany, ponieważ ślina ma działanie lecznicze i przyspiesza gojenie. Spotkałam ludzi, którzy święcie w to wierzyli, wręcz zachęcali swoje psy do udziału w takich „kuracjach”. Długo się zastanawiałam, jak napisać ten akapit, żeby moje słowa nie były zbyt oceniające, ale nie wiem, czy mi się to uda. W Polsce wciąż znikomy odsetek opiekunów czyści zęby swoim psom. Oznacza to, że znaczna większość tych zwierząt przez całe swoje życie nie będzie miała zębów umytych nawet raz. Pomysł, że ślina takich psów jest jałowa, czyli nie zawiera bakterii, to czysty absurd. Co więcej, w ślinie znajdują się enzymy trawienne, bo trawienie pokarmu rozpoczyna się już w jamie ustnej. Enzymy te mogą uszkodzić wylizywaną tkankę. Należy również pamiętać, że wielokrotne lizanie konkretnego miejsca powoduje również mikrourazy skóry. Języki naszych psów są szorstkie, więc takie lizanie można porównać z uporczywym pocieraniem skóry szorstką stroną gąbki kąpielowej kilkadziesiąt razy z rzędu. Stan zapalny murowany. Oczywiście w psiej ślinie znajdą się również takie substancje, jak lizozym, którego zadaniem jest walka z drobnoustrojami, ale nigdy nie zapewni on całkowitej jałowości skóry. Przecież psy po zabiegach chirurgicznych muszą nosić specjalne ubranka lub kołnierze właśnie po to, aby nie mogły lizać ran. Dysponujemy badaniami, które jasno pokazują, że wylizywane rany goją się dłużej, m.in. z powodu powikłań bakteryjnych czy rozchodzenia się brzegów, co na ogół skutkuje koniecznością przeprowadzenia kolejnego zabiegu. Lekarze weterynarii rozpoznają rozlizane rany chirurgiczne. Są one dużo mocniej obrzęknięte i zaczerwienione niż rana czysta.

Mit trzeci: 
pies przed kastracją musi się wyszaleć, a suczka mieć chociaż raz szczeniaki

Mity na temat układu rozrodczego i kastracji (lub jej braku) wzbudzają wiele emocji. Jako ludzie mamy tendencję do uczłowieczania zwierząt, przez co często przenosimy na nie swoje potrzeby i emocje. Wbrew jednak temu, co niektórzy chcieliby widzieć, zwierzęta nie są duszami ludzkimi w zwierzęcych ciałach. Jeśli więc ktoś przekonuje mnie, że zanim wykastruje swojego psa, chce, żeby „zaznał on życia i suczki”, ponieważ będzie mu smutno lub coś mu w życiu zostanie zabrane, tracę na chwilę głos. Zwierzęta nie myślą w ten sposób. Czy to znaczy, że nie odczuwają emocji? Oczywiście, że odczuwają, jednak te emocje są zupełnie inne niż u ludzi. Suczce nie będzie smutno dlatego, że nie zaznała nigdy macierzyństwa, bo opiekun postanowił ją wykastrować. Nie ma również badań, które wskazywałyby, że samiczki, które urodziły chociaż jeden miot, są zdrowsze. A przecież wciąż słyszymy: „Chcę, aby dla zdrowia miała dzieci choć jeden raz”. 

Te dwa mity są o tyle groźne, że wiążą się z wydawaniem na świat kolejnych zwierząt, którym trzeba będzie znaleźć domy (bezdomnych istot w Polsce jest już i tak ogrom, choć do dziś nikomu nie udało się ich policzyć). Dość częstym usprawiedliwieniem takich kryć jest próba pokazania dzieciom przez rodziców „cudu narodzin”. Po fakcie wiele osób żałuje takiej decyzji, gdyż albo dochodzi do powikłań okołoporodowych, w wyniku których opiekunowie muszą ponieść niemałe koszty opieki weterynaryjnej, albo nie udaje się znaleźć domów dla szczeniąt, albo część z nich umiera i „cud narodzin” przekształca się w koszmar i traumę nie tylko dla zwierząt.

Mit czwarty: 
suchy nos oznacza, że pies jest chory

Czy suchy nos oznacza, że pies jest chory? Absolutnie nie. Suchość nosa ma na ogół związek z temperaturą otoczenia lub wilgotnością powietrza, ale nie jest wskaźnikiem zdrowia. Cieszę się, że coraz więcej opiekunów stara się obserwować zdrowie swoich zwierzaków, a mit o suchym nosie zdecydowanie wkładają między bajki.

Mit piąty:
rasowy znaczy chorowity 

Wielokrotnie spotykam się również z opiniami łączącymi rasowość z predyspozycjami do chorób. Część opiekunów twierdzi, że kupili psy rasowe, bo „będą zdrowe”, część zaś z tego samego powodu decyduje się na kundelki: „Przynajmniej nie będzie chorował”. Takie przekonania wynikają oczywiście z indywidualnych doświadczeń życiowych opiekunów, ale nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Nie wiem, czy ktokolwiek kiedykolwiek podjął ogromny trud przeprowadzenia wiarygodnych badań na temat tego, jakie psy są zdrowsze: rasowe czy kundelki. Wiem jednak, że w gabinetach weterynaryjnych spotykam zarówno rasowce, jak i mieszańce. Niestety, ciężkie, często śmiertelne choroby nie omijają ani jednej, ani drugiej grupy. 

Oczywiście wśród psów rasowych możemy mówić o określonych predyspozycjach do zapadania na choroby, które mają związek z występowaniem pewnych genów charakterystycznych dla danej rasy. Nie można jednak zapominać, że kundelki są wielorasowcami, a nie bezrasowcami, zatem mogą dziedziczyć predyspozycje swoich rasowych przodków. 

Mit szósty: 
taki mądry, że nic mu się nie stanie

Na końcu poruszę mit bardzo bagatelizowany, a jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny. Liczba wypadków komunikacyjnych z udziałem psów i kotów jest ogromna. Ulegają im zarówno zwierzęta pozostające pod opieką właścicieli, jak i te biegające luzem, co nierzadko dzieje się na polskich wsiach. Zaskakuje mnie, jak często w takich sytuacjach zrozpaczeni opiekunowie mówią: „Ale on jest taki mądry i zawsze uciekał” albo: „Ona jest taka mądra, zawsze trzymała się nogi”. Niestety, wiara w mądrość naszych pupili zbyt często prowadzi do ich ogromnej krzywdy, cierpienia, a nieraz śmierci. 

Nie jestem zwolenniczką wypuszczania kotów na zewnątrz bez nadzoru, gdyż zbyt dużo widziałam ich cierpienia i śmierci. Często zwolennicy takiego postępowania motywują swoje wybory wiarą w kocią mądrość i w to, że dzięki niej te zwierzęta zawsze zdołają uciec przed niebezpieczeństwem. To samo przekonanie dotyczy psów. A przecież wystarczy chwila nieuwagi i mądry psiak wybiega nagle na ulicę na widok innego psa, kota czy ptaka. Kilka takich psów umarło na moich rękach. 

Mądrość naszych zwierząt może przejawiać się na wielu polach, ale my jako ich opiekunowie jesteśmy zobowiązani do sprawowania nadzoru i dbania o ich bezpieczeństwo. Jeden z moich pacjentów – przedstawiciel rasy uważanej za wybitnie mądrą – musiał przejść pilną operację żołądka, gdyż zjadł krem czekoladowy razem z rozbitym szklanym słoikiem. Kilkukrotnie żegnałam koty zagryzione przez psy, z którymi mieszkały w jednym domu. Mądrość tych kotów miała polegać na umiejętności ucieczki. Psów i kotów wyskakujących z niezabezpieczonych balkonów za ptakiem też ratowałam wiele w swoim życiu zawodowym. Nasze zwierzaki mogą być mądre, ale to my powinniśmy być mądrzejsi. 

 

Przypisy