Temat „psów podbiegaczy” wywołuje ogromne emocje i rozgrzewa do czerwoności obie strony. W niniejszym artykule chcę rozłożyć go na części pierwsze i spojrzeć na niego z czterech różnych perspektyw – obu opiekunów i obu psów. Nie po to, by dolewać oliwy do ognia, celem jest znalezienie nici porozumienia oraz kompromisu, który pozwoli – i ludziom, i psom – odnaleźć spokój na wspólnych chodnikach.
Zacznijmy od definicji
Termin „pies podbiegacz” odnosi się do psa, który, puszczony luzem, bez skutecznej kontroli werbalnej ze strony opiekuna, w sposób niekontrolowany i nieproszony narusza przestrzeń osobistą innych psów i ludzi, jest nadpobudliwy i często obszczekuje. Kluczowe jest tu rozróżnienie między psem, który porusza się bez smyczy, ale pozostaje pod kontrolą i jest w stanie na komendę powrócić do opiekuna, a psem, który ignoruje polecenia opiekuna, a jego zachowanie jest impulsywne i nieprzewidywalne.
Perspektywy obu opiekunów
Perspektywa osoby prowadzącej psa na smyczy. Scenariusz jest klasyczny: opiekun z psem na smyczy, do pary podbiega pies, opiekun psa bez smyczy jest często oddalony, nieuważny i nie potrafi przywołać swojego zwierzęcia. Działania podbiegającego psa, nawet jeśli nie są jawnie agresywne, stanowią „naruszenie bańki socjalnej”. Frustracja jest tym większa, że prośby o zachowanie dystansu bądź wzięcie psa są ignorowane, a troska – odbierana jako histeria.
A jak to wygląda z perspektywy opiekuna psa puszczanego luzem? Rzadko kiedy mamy do czynienia ze złą wolą. Opiekun „podbiegacza” zakłada, że pies jest przyjazny dla wszystkich i w każdej sytuacji. Ignoruje fakt, że zachowanie jego psa...