Vanlife z psem na pełny etat

Na temat

To miał być tylko pomysł – taki, który rodzi się przy kawie i zapomina się 
o nim gdzieś między listą zakupów a kolejnym deadlinem. A jednak Tomek i Iwona zrobili to naprawdę. Sprzedali mieszkanie, spakowali życie do siedmiu metrów kwadratowych i razem z labradorem Buranem ruszyli w trasę bez końca. W ich świecie nie ma stałego adresu, ale jest za to codzienność pachnąca mokrym lasem, porankami nad jeziorem i psem przy boku. Dla wszystkich, którzy marzą o ucieczce z miasta, kochają psy bardziej niż korki i chcą poczuć, że mniej znaczy więcej.

Nasze życie w vanie z psem na pełny etat rozpoczęło się w marcu 2019 r., czyli jeszcze przed wybuchem pandemii. To właśnie w zaciszu naszego mieszkania podczas codziennej pracy uświadomiliśmy sobie, że wszystko to, co robimy, możemy tak naprawdę wykonywać w podróży, łącząc pracę z przyjemnością, jaką stanowić miało zwiedzanie europejskich miejsc, które od lat zaznaczyliśmy na mapie marzeń. W końcu jedyne, czego potrzebujemy do życia, to kawałek wygodnej powierzchni „salonu”, aneks kuchenny, łazienka z toaletą i wygodna sypialnia, a do pracy – stały dostęp do Internetu i do źródła energii, by zasilać nasze laptopy. Wszystkie te potrzeby zaspokajał właśnie kamper.

Zakup kampera poprzedziły długie rozmowy, inspiracje filmami fabularnymi i dokumentalnymi, relacjami o tematyce podróżniczej – przede wszystkim o podróżowaniu w vanie. Tymczasem zdobywaliśmy doświadczenie podczas wypraw jeszcze samochodem osobowym z naszym psem po krajach skandynawskich. Jedną z nich była trzytygodniowa podróż, która miała dla nas szczególne znaczenie. Dzięki niej zrozumieliśmy, jak bardzo uwielbiamy wyprawy w nieznane i jak wiele wnoszą szczęścia w nasze życie.

Z końcem 2018 r. zdecydowaliśmy się na zmianę naszego komfortowego życia w mieszkaniu na bardziej minimalistyczne, bo zamknięte w 7 m kw., czyli docelowej powierzchni zakupionego kampera na bazie fiata ducato. Decyzja o sprzedaży mieszkania zainicjowała cały cykl zdarzeń, lecz również piękną, nową przygodę. Jednym z najważniejszych etapów, które do tej pory wspominamy i uważamy za najbardziej znaczący w całej tej transformacji, było wnikliwe zapoznanie się z minimalizmem, a następnie z jego wdrożeniem. Wiedzieliśmy, że nie da się przenieść całej zawartości mieszkania do vana, rozpoczęliśmy więc masową wyprzedaż mebli i rzeczy codziennego użytku. Nawiasem mówiąc, to nieprawdopodobne, ile człowiek potrafi zgromadzić wokół siebie przedmiotów, które okazywały się niepotrzebne. Mimo że ten proces nie należał do najłatwiejszych i zajął nam kilka miesięcy, udało się zredukować zasoby o 90%. Redukcje dotknęły również naszego labradora Burana, którego szafka pełna zabawek, kocyków, obroży na każdą okazję obdzieliła inne pieski, tym samym zmniejszając swoją objętość. 

Przeprowadzka

Nadszedł również ten moment, w którym trzeba było skonfrontować stan tego, co uznaliśmy za niezbędne w naszym nowym życiu, z dostępną pojemnością kampera. Uzupełniliśmy wszystkie szafki, szafy, półki i inne schowki. W trakcie tego zabiegu udało nam się wypracować zasady organizacji rzeczy, do których powinien być szybki dostęp, jak i tych, do których, wiedzieliśmy, nie będziemy często sięgać. Ekspertką w tym zakresie okazała się Iwona, która dokonała cudu, pakując naszą trójkę w taki sposób, że wszystkie drzwi zamykały się bez żadnych problemów, a my, siedząc w vanie, odczuwaliśmy pełny komfort. Nie pozostało nam nic innego, jak zacząć planować naszą pierwszą podróż.

Labrador w vanie

Pierwsza podróż kamperem odbyła się w kierunku północnym. Skandynawia – z jej surowym klimatem i nieco niższymi temperaturami – była bliższa nam, lecz również naszemu labradorowi Buranowi, który nie przepadał za upałami. Wcześniejsze wyjazdy w ten rejon pokazały nam, jak fantastyczne krajobrazy, krystalicznie czysta woda w górskich strumieniach, jeziora i piaszczyste plaże wpływają na nasze i Burana dobre samopoczucie. Jednocześnie zastanawialiśmy się, jak labrador, który uznawany jest jednak za dużą rasę, zmieści się na tak małej powierzchni i czy w ogóle sobie z tym mentalnie poradzi. Podczas wcześniejszych podróży w samochodzie w wersji kombi nigdy nie narzekał, więc byliśmy dobrej myśli. 

Mijały kolejne dni podróży vanem, a problem miejsca tak jakby nigdy nie istniał. Okazało się, że „ciapowatość” labradorowa doskonale poradziła sobie ze znajdowaniem sobie miejsca na odpoczynek zarówno na podłodze – w ciepłych i chłodnych miejscach, w zależności od potrzeb, jak i na sofie, na której zaliczał swoje najdłuższe poobiednie drzemki. Jakie było nasze zdziwienie, gdy nasz labrador nauczył się poruszać do tyłu, czego nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji zaobserwować. Można zatem stwierdzić, że wielkość psa nie ma znaczenia, a mała przestrzeń i ciągły trening czyni mistrza.

Bezpieczeństwo w podróży

Pierwsze tygodnie w drodze pokazały nam, że trzeba popracować z naszym psem nad wychodzeniem i wchodzeniem do vana na komendę. Przemieszczanie się samochodem przeważnie odbywa się po obszarach z ruchem drogowym. Wszelkie parkingi zlokalizowane przy głównej drodze czy jakiekolwiek sytuacje awaryjne, jakie mogą się przydarzyć podczas takich wypraw, wymagają nie tylko od nas jako uczestników ruchu dużej uwagi, ale także odpowiedzialności opiekuna psa. Powyższe komendy okazały się jednymi z tych najważniejszych, które stosujemy na co dzień. Z pewnością żaden opiekun psa nie chciałby przez swoją nieuwagę zobaczyć psa biegającego po ruchliwej drodze. Kolejna komenda, która odgrywa kluczową rolę, to przywoływanie. Podczas podróży spotykamy na naszej drodze wielu ludzi z psami, kotami, jak również dziką zwierzynę, dlatego aby uniknąć niepotrzebnych konfrontacji, przywołanie często rozwiązuje wiele potencjalnych niebezpiecznych sytuacji.

Z naszego doświadczenia możemy powiedzieć, że dopracowanie powyższych komend ułatwiło nam życie i współpracę na linii człowiek – pies.

Życie w vanie z psem to także wiele niepisanych zasad, które wciąż poznajemy, ale staramy się ich także przestrzegać, szczególnie w miejscach naszych postojów, gdzie znajdują się inni podróżnicy z psami lub bez psów. Należy zawsze pamiętać, że nie wszyscy są ich miłośnikami, a wręcz przeciwnie – mogą się ich bać i nie życzyć sobie ich zbyt dużej bliskości. 

Parkowanie na parkingu zaraz obok kogoś, kto już zajął tam miejsce, nie jest dobrym pomysłem, tym bardziej jeśli widać, że znajduje się na pokładzie inny pies. W takim przypadku warto zaparkować dalej i z większej odległości nawiązać kontakt, by sprawdzić, jak nasze pieski się dogadują i czy ewentualnie docelowo nie przesunąć się bliżej. 

Warto również zastanowić się przed wypuszczeniem psa bez smyczy w miejscu, w którym znajdują się inne psy i ich opiekunowie. Każdy pies jest inny i nie zawsze ma ochotę na zabawę, mimo że nasz pies bardzo to lubi. Trzeba również uszanować to, że inni prowadzą swoje psy na smyczy lub mają je na uwięzi przy swoich kamperach. Ta sama zasada powinna przyświecać nam w analogicznych miejscach spacerowych, szlakach pieszych czy na plaży podczas spacerów, gdzie mijamy innych ludzi z psami. Sami pamiętamy, jak bardzo chroniliśmy przed kontaktem z innymi psami naszego Burana po operacjach, szczególnie gdy miał szyte rany. Taki savoir-vivre na wyjazdach naprawdę bardzo się ceni i po takich gestach poznaje się odpowiedzialnych opiekunów.

Zadowolony pies to aktywny pies

Nasze podróże po Europie zawsze wiązały się z naszymi aktywnościami. Od zawsze uwielbialiśmy chodzić po górach, co kultywujemy do tej pory. Mimo że Buran w swoich ostatnich latach życia nie był już tak aktywny i wolał drzemkę w vanie niż spacer po górkach, to Skadi – nasza obecna towarzyszka – jest oczywiście z nami na każdym szlaku, który dobieramy do jej możliwości lub obowiązujących zasad. Od kilku lat również pływamy na deskach SUP (stand up paddle), co wymusiło na nas posiadanie kamizelek ratunkowych – także dla naszego psa. Bezpieczeństwo zawsze warto stawiać na pierwszym miejscu i oszczędzanie w tym obszarze nigdy się nie opłaca. Cudownie jest wypłynąć ze Skadi na jezioro i obserwować, jak doskonale się bawi, wpatrując się w przepływające ryby w wodzie czy przelatujące blisko nas ptaki. Oczywiście wszystkie tego typu aktywności powinny być wprowadzane metodą małych kroków i przyzwyczajania psa z początkiem do małych dystansów, by potem regularnie je zwiększać. Warto pamiętać, że łatwo można własnego psa zestresować i straumatyzować, jeśli nie poczuje do naszych aktywności tej samej miłości. 

Zarówno Buran, jak i Skadi opanowały umiejętność relaksowania się na desce SUP, ale w przypadku Skadi również udało się nam zaszczepić radość z jazdy na rowerach. Od dwóch lat posiadamy plecak rowerowy przeznaczony do transportu psa, który po pewnych naszych udoskonaleniach idealnie się sprawdza, mimo 15 kg ciężaru Skadi, nawet na całodniowych rowerowych wycieczkach. Niezmiennie cieszy nas moment, w którym przygotowujemy rowery, a Skadi rozpoczyna swój rytualny, radosny taniec wokół nas, nie mogąc się doczekać wyjazdu. 

Oczywiście powyższe aktywności nie należą do ekstremalnych i większość psów dałaby radę im podołać, jednakże każdy opiekun psa powinien znać możliwości fizyczne swojego towarzysza i dokonywać wyborów zdroworozsądkowo.

Pierwsza pomoc w podróży

Często wybierając wyszukane i odludne miejsca w otoczeniu natury, trzeba pokonać spory odcinek drogi. Planując takie wyprawy z dala od cywilizacji, trzeba pamiętać, że jesteśmy skazani tylko głównie na siebie, dlatego na pokładzie kampera powinny się znaleźć wszystkie niezbędne zasoby, które umożliwią nam radość ze wspólnego poznawania nowego miejsca. Zadbać należy o odpowiedni zapas wody pitnej, jedzenie, w tym karmę dla naszego psa, oraz apteczkę pierwszej pomocy. W ogóle z własną apteczką warto zapoznać się jeszcze przed wyjazdem, poznać jej wszystkie zakamarki i uzupełnić ją o niezbędną zawartość. Nasza apteczka pierwszej pomocy została wzbogacona w dodatkowe bandaże elastyczne stosowane w weterynarii oraz duży zapas kompresów jałowych. 

Jednym z najczęstszych urazów u naszych psów były rozcięcia poduszek podczas spacerów lub zabawy na trawie z kawałkami rozbitego szkła. Niestety, takie kontuzje bywają bardzo bolesne i niekomfortowe, dlatego zawsze trzeba być przygotowanym na tego typu sytuacje. Szybkie oczyszczenie rany i opatrzenie jej poprawi samopoczucie psa, ale także zabezpieczy ją przed ewentualnym zakażeniem i następstwami, które bardzo szybko mogą zniweczyć dobrze zapowiadający się dzień. Przeważnie na takich wyjazdach sprawdzają się prawa Murphy’ego i wszelkie wypadki zdarzają się w najbardziej odległych miejscach, w dodatku w dniach wolnych od pracy. Rekordzistą pod względem pechowych zdarzeń był niewątpliwie Buran, a ukąszenie go w mufę przez żmiję w sobotnie popołudnie na duńskich wydmach obróciło diametralnie nasze plany i zmusiło nas do szaleńczego rajdu do jedynej czynnej placówki weterynaryjnej odległej od nas o 50 km! Na szczęście sytuacja została opanowana, a odpowiednie leki zostały podane w odpowiednim czasie. Mimo wielkiej opuchlizny wszystko dobrze się zakończyło, a my mogliśmy kontynuować po kilku dniach odpoczynku naszą podróż.

Niezbędnik psa w podróży

Poruszanie się po Europie, szczególnie po krajach w strefie Schengen, nie wiąże się z żadnymi utrudnieniami. Pies powinien posiadać aktywny chip oraz paszport, w którym znajdują się wszystkie niezbędne adnotacje dotyczące szczepień i np. odrobaczenia. Paszport powinien posiadać we wszystkich rubrykach tłumaczenie polsko-angielskie. Przed wjazdem do każdego państwa warto jednak zapoznać się z obowiązującymi tam zasadami. Ma to znaczenie szczególnie wtedy, gdy mówimy o krajach spoza Unii Europejskiej, gdzie bardzo ważne może okazać się miareczkowanie. To badanie wykonane raz w życiu naszego psa otwiera wiele bram w zwiedzaniu innych państw, lecz również zapewnia nam bezpieczny powrót z naszym psem do państw Wspólnoty bez niepotrzebnych i stresujących sytuacji na granicy. Świadomość tego, jakie regulacje obowiązują w docelowych państwach, zwiększa poczucie naszego komfortu i eliminuje trudne rozmowy z celnikami. Przekraczając granicę każdego państwa (nawet tranzytowo), warto zapoznać się z aktualnymi przepisami, które znaleźć można w Internecie na stronach inspektoratów weterynaryjnych. 

Rytuały

Każdy z nas potrzebuje rytuałów – to samo dotyczy naszych psiaków. Dzięki nim każdy dzień mija według pewnego ustalonego schematu i reguluje rytm mimo ciągłego przemieszczania się i zmiany otoczenia. Jest ustalony czas na pracę, zabawę, sen i aktywności. Nasze początki były dość chaotyczne, ponieważ do tej pory wyjazdy miały zawsze charakter urlopowy. Przejście na życie w vanie spowodowało, że musieliśmy całkowicie przeorganizować dni tygodnia, aby tydzień stał się znacznie bardziej wydajny, szczególnie jeśli chodzi o pracę. Ten etap dnia stał się zatem czasem wyciszenia dla naszych psów. Długa drzemka jednak nie trwa wiecznie i około południa Skadi już mierzy nas wzrokiem i wyciąga nas na eksplorację terenu. Dla nas to również dobry moment, aby na chwilę odejść od ekranów, popatrzeć w dal i zażyć trochę ruchu we trójkę. Taki aktywny spacer połączony z zabawą po nowym poligonie zapachowym i miską karmy w vanie – Skadi wchodzi w drugą fazę odpoczynku, dając nam tym samym kilka godzin na dokończenie pracy. Oczywiście ten schemat nie zawsze wygląda tak idealnie i zdarzają się odstępstwa od normy, choćby ze względu na warunki pogodowe, ale dzięki temu każdy dzień różni się od siebie. 

Każdy pies jest inny i posiada różną wrażliwość na otaczający świat. Skadi zdecydowanie jest bardziej czuła na wszelkie dźwięki i ruch za oknem, dlatego często pracujemy w pełnym zamknięciu, co pomaga jej odciąć się od zewnętrznych rozpraszaczy. My również uczymy się tego samego od Skadi i takie pełne odłączenie pozytywnie wpływa na nasze skupienie w pracy. 

Spędzanie ze sobą całej doby daje wiele okazji do obserwowania i zauważania powtarzających się zachowań. Czasem odnosimy wrażenie, że można nawiązać nić porozumienia międzygatunkową przez samo spojrzenie. Pozostaje pytanie: czy to my nauczyliśmy się rozumieć potrzeby naszego psa, czy to raczej Skadi nauczyła nas, jak na nie reagować? 
Jedno jest pewne – komunikacja przez obserwację przynosi zawsze wymierne efekty i wzmacnia relacje w naszym stadzie.

Czy życie w vanie z psem jest dla każdego?

Od ponad sześciu lat podróżujemy, mieszkając i pracując w naszym vanie. Mimo upływu tych kilku lat wciąż odkrywamy wspólnie niesamowite miejsca, spełniając przy tym nasze podróżnicze marzenia. Życie w vanie z psem to według nas wyjątkowa forma spędzania czasu w bliskim kontakcie z naturą i – jak się okazuje – rozpoznawalny trend, który szczególnie w okresie pandemii pokazał swój wielki potencjał. Nie każdy człowiek jednak i nie każdy pies podoła temu wyzwaniu. Życie na małej powierzchni to sztuka kompromisów i wyrozumiałości. Każdy, kto chciałby zacząć taką przygodę, powinien wyruszyć z własnym psem na kilkutygodniową wyprawę, aby poczuć, z jak wieloma przeciwnościami losu przyjdzie mu się zmierzyć, i czy to, co odkryje na końcu tej wyjątkowej podróży, całkowicie wynagrodzi oczekiwania?

Na to pytanie każdy sam będzie musiał sobie odpowiedzieć i podjąć tę ważną w swoim życiu decyzję. My kontynuujemy naszą podróż i nie zatrzymujemy się. W końcu jest jeszcze tyle miejsc, które chcemy zobaczyć, dotknąć i przede wszystkim poczuć psim nosem.

Przygodo trwaj! 

Tomasz i Iwona Kuchno 
Udowadniają, że podróże i praca mogą iść w parze. Prowadzą życie w drodze, łącząc obowiązki zawodowe ze zwiedzaniem świata – zawsze w towarzystwie ukochanego psa. Ich styl życia to mieszanka mobilności, pasji i bliskości z naturą.

Przypisy