Jak rozmawiać o psiej śmierci

Relacje i komunikacja Otwarty dostęp

Nie pospieszajmy zrozpaczonego opiekuna w pożegnaniu z ukochanym psem. Pozwólmy mu przywoływać wspomnienia, oglądać filmiki czy zdjęcia. To bardzo pomaga w godzeniu się z nieuniknioną rzeczywistością. A my po prostu z nim bądźmy.

Chcesz lepiej poznać ten temat? Sprawdź nasz artykuł: Co pies to charakter. Jaką osobowość mają nasze psy?

Fanta jest staruszką. Nie słyszy dobrze. Ma kłopoty ze stawami i wzrokiem. Żal mi, że już nie pobiegamy razem. Patrzę na nią i… odkrywam, że to mnie jest trudno z jej starością, nie jej. Boję się, że nie przetrwa upałów. Boję się, jak udźwignę jej zbliżającą się śmierć. Boję się, czy zauważę jej cierpienie. Fanta ma szesnaście psich lat. Nieoperacyjne guzy. Każdego dnia oswajamy się z jej odchodzeniem. Mówimy o nim, żeby się przygotować, a raczej, żeby oswoić nieuniknione. Przecież na śmierć przygotować się nie da.

POLECAMY

Magia języka

Język ma taką magiczną funkcję, że sam akt nazywania może być aktem oswajania trudnego. Nazywanie sprawia, że to, co w nas się wydarza ważnego i bolesnego, staje się konkretem. O ile jednak w doświadczaniu odchodzenia czy odejścia ukochanej osoby często dostajemy wsparcie i zrozumienie ze strony innych, o tyle w doświadczaniu utraty ukochanego zwierzęcia zostajemy sami (przynajmniej ja mam takie poczucie). Gdy bowiem opowiadam o tym, jak kolejny raz szukałam mojej niesłyszącej suni w domu niemal sparaliżowana strachem, że odnajdę ją już martwą, słyszę: „A nie uśpiłabyś już tego psa? Co się będzie męczył”, „Już się nażyła” albo „To ona jeszcze żyje?”. Kiedyś jeszcze reagowałam, że weterynarz zapewnił, że nie cierpi, że mam w sobie zgodę na fizjologię jej starości, że…, że..., że... Dzisiaj opowiadam o Fancie tylko tym, o których wiem, że zrozumieją.

Co to jednak znaczy, że ktoś rozumie? Co można zrobić, by poradzić sobie samemu czy wesprzeć inną osobę, której ukochany pupil odszedł? Ponieważ pewnego dnia to się po prostu wydarza. Czasem to skutek długotrwałej choroby. Czasem wypadku. Czasem cierpienie zwierzęcia jest tak duże, że sami podejmujemy decyzję o jego skróceniu. Dla wielu ludzi to sytuacja graniczna, czyli taka, w której cały czyjś świat zostaje zawieszony. Wszystkie oczywistości i detale codzienności znikają. Wstajemy rano i... Jest smycz, ale nie ma tego, który machał ogonem z radości na myśl o spacerze. Idziemy do sklepu i odruchowo bierzemy opakowanie jego ulubionych smaczków. Przez sen z nawyku szukamy ciepła jego brzuszka. Świat pozornie jest taki sam, ale dla nas nie, bo nie ma z nami stworzenia, które nam tak długo towarzyszyło. 

Mówić, opowiadać, wspominać…

Jest jeszcze za wcześnie na to, by tę nową rzeczywistość pojąć. Stajemy twarzą w twarz z nieobecnością w świecie tu i teraz kogoś, kogo bardzo kochaliśmy. Taka jest rzeczywistość. Co możemy z nią zrobić? Jedną z możliwości jest opowiadanie, nazywanie tego, co się wydarzyło, i tego, co w nas się dalej wydarza. Jednak taki opis wymaga ogromnego trudu znalezienia słów, które i tak nigdy nie będą w stanie w pełni oddać głębi naszych przeżyć. Żadne słowo nie będzie wystarczająco dobre, by wyrazić ból. Dość często mówienie, wspominanie czy roztrząsanie, co można było lepiej zrobić, albo zarzekanie się, że „żadnego zwierzęcia więcej”, jest próbą szukania ulgi, choćby chwilowej. Ważne zatem, by zrozumieć, że w tym mówieniu nie chodzi o nazwanie rzeczywistości, ale o gadanie, szukanie słów na to trudne, co się w nas wydarza. I towarzyszyć w tym trudnym temu, kto takiej straty doświadczył.

Bardzo pomocne może być zrozumienie mechanizmów językowych. Słowa pokazują, jak mówiący postrzega rzeczywistość i co jest dla niego istotne. Językoznawcy powiedzieliby, że język ujawnia kategoryzację, czyli – inaczej mówiąc – to, do jakich szufladek mówiący wrzuca swoje doświadczenia. Zatem pierwszą sprawą w towarzyszeniu komuś, kto doświadczył utraty ukochanego pupila, jest wsłuchanie się w to, jak o nim mówi. Mój znajomy opublikował w mediach społecznościowych informację o śmierci swojego psiaka. W poście napisał „prosimy o nieskładanie kondolencji”. Określenia do tej pory zarezerwowanego dla ludzi znajomy użył, gdy odszedł jego ukochany pupil. W ten sposób pokazał, że wpisuje swojego zwierzaka do grona członków rodziny, bo kondolencje to przecież wyrazy współczucia po śmierci bliskich. Podpowiedział w ten sposób światu, jak można z nim rozmawiać: używając określeń, jakie stosujemy, mówiąc o śmierci ludzi. 

Mój dzidziusiek

Zwracajmy więc uwagę, jakich określeń używa właściciel, gdy mówi o swoim zwierzaku. Czy używa określeń do tej pory przynależnych rodzinie i nazywa psa „synusiem”, a siebie „mamusią” albo „tatusiem”? To ostatnio częsty sposób określania zwierząt. Znajoma na pytanie: „Kiedy zdecydujesz się na dzieci?” odpowiada, że ma już trójkę i są puchate. Inna znajoma o swoim psie zawsze pisze: „Racuch jest człowiekiem”. Koleżanka opowiada, że ma Xenię vel Grażynę, która jest „moim dzidziuśkiem, ma swoją ulubioną ciocię i czasami jeździ w odwiedziny do dziadków”. 

Każda z tym opowieści to historia szukania własnej narracji na zwierzę w domu i ukazuje mocno podmiotowo-emocjonalny charakter tej relacji. A równocześnie stanowi podpowiedź, jak rozmawiać z właścicielami, gdy ich zwierzę umrze. Bo przecież ktoś, kto woła do swojej suni „córcia”, nie użyje rzeczownika „zdychać”, gdy ulubienica odejdzie do psiego raju.

Znak zapytania

A może ktoś mówi o swoich uczuciach z psiej perspektywy, np. „Drops pewnie strasznie za nami tęskni za tym tęczowym mostem”. Jakiego czasownika używa, aby powiedzieć o śmierci psa: „umarł”, „odszedł”, „przeszedł za tęczowy most”? Czy może raczej formy biernej „przyszedł na niego czas”? Język podpowiada nam, jak ta osoba oswaja tak trudne doświadczenie, jaki sens mu nadaje: biologiczno-fizjologiczny: „nerki przestały pracować”, magiczny: „tak miało być”, religijny „Bóg tak chciał”? Nie szukajmy własnych interpretacji. Skupmy uwagę na tym, w jakiej narracji osadza śmierć swojego psiaka ktoś, komu chcemy okazać wsparcie. I podepnijmy się pod ten sposób mówienia. Zadawajmy pytania. Towarzyszenie w trudnym jest znakiem zapytania. Czasami wielokropkiem, nigdy kropką. 

W rozmowie o śmierci nigdy nie chodzi o to, by znaleźć jej sens. Z perspektywy kogoś w żałobie śmierć tego, kogo się kochało, sensu nie ma. Chociaż logika nakazuje myślenie, że każdy kiedyś umrze, nasze emocje nie chcą tego słyszeć. Mówienie jest próbą przywołania tamtej rzeczywistości. Przytrzymania się świata, którego już nie ma. Nie pospieszaj­my kogoś w tym pożegnaniu. Pozwólmy mu przywoływać wspomnienia, jeśli tego potrzebuje. Pooglądać filmiki czy zdjęcia. To bardzo pomaga w godzeniu się z nieuniknioną rzeczywistością. Bądźmy. To naprawdę bardzo ważne. 

 

Przypisy